Ale sobie wymyśliłam zajęcie <wzdycha> Normalnie robota jak w kamieniołomach.
Cały dzień spędziłam na odpruwaniu koralików.
Najbardziej bałam się sukienki. Duże tego i w ogóle. Ale okazało się że to pikuś. Jak się dobrze złapało nitkę, to za jednym zamachem udało się odpruć cały rządek korali czy cekinów.
Gorzej te fioletowe koraliki na spódnicy. Przyszyte złotą nitką nie dawały się tak łatwo odpruć.
Ale prawdziwe katusze to przeżywałam przy złotych koralikach. Nie dość, że nadźgane, to przyszyte złotą nitką, która nijak nie da się uciągnąć. No i musiałam przecinać każde, dosłownie KAŻDE połączenie @_@
Teraz nic tylko poszukać jakieś zaprzyjaźnione mrówki, by mi to przebrały :|
W sumie zajęło mi to 2 dni i noce.
Przebieranie fioletowych koralików to była czysta przyjemność. Tylko dwa rodzaje. Niteczki pięknie odchodziły od koralików. Mała godzinka i już.
Złote już były wyzwaniem. Nitek całe mnóstwo. Jak spojrzałam pod światło, to sprawiały wrażenie, jakby pajęczyna oplotła koraliki. Oczywiście najpierw najłatwiejsze - te duże. Później trzeba było się pozbyć pajęczyny. I przebierać te ziarenka. W sumie najgorsze były te nitki, które wszędzie właziły.
Ale sukienka ...
Najpierw błyskotki, później cekiny i srebrne kuleczki. No i co teraz :| Zostały czerwone cekiny, czerwone koraliki i żółte rurki. Gdzie są moje zaprzyjaźnione mrówki? Dłuższą chwilę zajęło mi przemyślenie jak metodycznie wziąć i przebrać tą drobnicę? Najpierw usunęłam cekiny.W końcu wpadłam na genialny pomysł. Łyżeczka, pęseta, dwie szklaneczki i do roboty! Pod koniec dostawałam już oczopląsu. Ale dałam radę!